Paan-wallah

Paan-wallah

W Indiach prawie każdy żuje paan, czego dowodem są czerwone ślady na murach i podłogach. Nawet w najmniejszej wiosce można zobaczyć paan-wallah, czyli sprzedawcę paanu, siedzącego na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, przed którym znajdują się sterty liści oraz puszki z przyprawami. Jego „sklep” to najczęściej po prostu nisza w murze.

Chociaż porcja paanu kosztuje tylko ok. 1 rupii, krążą plotki, iż sprzedawcy tej popularnej używki wkrótce dorabiają się milionów. Pomimo iż stracili oni wielu klientów, kiedy produkcją mieszanek zajęły się fabryki, niektórzy z nich rzeczywiście są bardzo bogaci. Nic dziwnego, skoro w Prince Pan Centre w dehlijskim Darjagandź miejscowi krezusi za odpowiednio przygotowaną mieszankę zapłacą nawet 100 rupii.

Podstawowym składnikiem paanu jest proszek wapienny, nasiona areki i katechu, czyli ekstrakt z akacji. Niektórzy sprzedawcy paanu przyrządzają go jednak według własnych receptur, dodając m.in. tabakę, wyciągi z roślin, a nawet złotą i srebrną folię. Istnieje wiele odmian tej popularnej używki. Jedną z nich jest palang tor, czyli „łamacz łóżek”, podawany młodemu panu tuż przed nocą poślubną. Wielu ludzi sądzi, że zawiera on sproszkowany róg nosorożca lub inne afrodyzjaki, lecz w rzeczywistości najczęściej dodaje się do niego kokainę lub opium. Zażycie tej mieszanki ma wręcz przeciwny skutek, niż to sobie pan młody wyobraża.

Piwo

Gorący klimat Indii sprawia, że wielu zmęczonych upałami turystów ma pod koniec dnia ogromną ochotę na łyk zimnego złocistego napoju. W sprzedaży znajduje się kilkanaście gatunków piwa, z których część warzona jest jedynie w danym regionie, inne zaś można spotkać w całym kraju.

Najlepsze gatunki piw, dostępne na terenie całego kraju, to: Kingfisher, UB Export Lager, Kalyani Black Label, Black Knight i London Pilsner, które zawierają ok. 5% alkoholu. Równie dobre są piwa lokalne, takie jak: Goa Pilsner Dry, Hamburg Pils, Khajuraho oraz Haywards. W większych miastach coraz większą popularność zdobywa sobie piwo beczkowe, zazwyczaj Kingfisher lub London Pilsner. Jakość pozostałych gatunków jest różna; niektóre są dość dobre, innych po prostu nie da się wypić.

Piwa, które uważane są za mocne lub bardzo mocne (ok. 8% zawartości alkoholu), noszą groźne nazwy, typu: Bullet (pocisk), Hit czy Knock Out. Pijąc je, zawsze należy zachować umiar.

Ponieważ większość gatunków stanowią piwa typu lager, należy pić je dopiero po odpowiednim schłodzeniu. W indyjskich barach nie zawsze zwraca się na to uwagę, dlatego zanim kelner naleje piwo do kufla, nie zaszkodzi sprawdzić, czy butelka jest zimna. Niektóre gatunki, szczególnie bardzo mocne, nie schłodzone mają obrzydliwy smak.

Zarówno piwo, jak i napoje alkoholowe uważane są w Indiach za towary luksusowe. Hinduscy i muzułmańscy tradycjonaliści niezbyt przychylnie odnoszą się do handlu tymi artykułami, dlatego rządy lokalne obłożyły je bardzo wysokimi podatkami. Poza Pondicherry, Sikkimem i Goa za butelkę trunku trzeba zapłacić trzy- lub nawet czterokrotnie więcej niż za cały posiłek thali.

Pomimo obciążeń podatkowych przemysł ten rozwija się bardzo prężnie, czego dowodem są powstające w Indiach wciąż nowe bary. Wyjątkiem jest Gudźarat i Andhra Pradeś, gdzie do dziś obowiązuje prohibicja. W latach 60. zakaz produkcji i handlu alkoholem wprowadzono również w innych stanach. Pozostałością tego są wydzielone sale (szczególnie wTamil Nadu) przeznaczone do spożywania alkoholu, tak ciemne, iż z trudem można dojrzeć stojącą na stoliku szklankę. Turyści już po kliku chwilach przebywania w takim miejscu odnoszą wrażenie, że pijąc zwykłe piwo, popełniają czyn przestępczy. Oczywiście w niektórych barach dawno zrezygnowano już z takich podziałów, dzięki czemu stały się popularnym miejscem spotkań towarzyskich. Bardzo często grają w nich różne zespoły muzyczne. Alkohol można jednak spożywać tam tylko w wyznaczonych porach, najczęściej pomiędzy 11.00 a 15.00 oraz 17.00 a 23.00, chyba że zamawia się go do posiłku.

W większych ośrodkach turystycznych, takich jak Agra, Dźajpur, Benares, Delhi czy Kalkuta, trzeba wystrzegać się agentów handlowych, którzy w zamian za wysoką prowizję zajmują się dostarczaniem klientów instytucjom. Nie należy wierzyć „naganiaczom”, którzy opowiadają o swoich własnych domach, sklepie brata czy noclegach u przyjaciół, gdyż historie te rzadko są prawdziwe.

Turyści, którzy podczas poszukiwania noclegu zdadzą się na pomoc rikszarzy, mogą być pewni, że zapłacą o wiele więcej, niż dany pokój jest wart, czasem nawet o 50%. Dlatego najlepiej poszukać noclegów na własną rękę. Naganiacze są bardzo natarczywi. Słyszeliśmy o turyście, którzy polecił rikszarzowi zawieźć się do lekarza, po czym znalazł się w pracowni, gdzie obrabiano marmur. Zapewniano go, że to właśnie tutaj przyjmuje najlepszy lekarz! Trudno opisać pomysłowość i nieustępliwość tych ludzi. Jeżeli nie ulegniesz ich namowom i nic nie kupisz, potrafią doskonale udawać gniew. Jeśli pojawisz się z własnej woli w tym samym miejscu następnego dnia, spotkasz się z życzliwością, a ceny zadziwiająco spadną.

Kolejną pułapkę zastawia się na turystów, którzy posługują się kartami kredytowymi. Sprzedawcy przekonują klientów, że jeśli zakupią dany towar, kwity z kart kredytowych zostaną zrealizowane dopiero po dostarczeniu przesyłki, nawet jeśli miałoby to zająć kilka miesięcy. Oczywiście jest to zwykłą bzdurą, gdyż nikt nie wyśle towarów, za które już otrzymał pieniądze. Po podpisaniu kwitu kredytowego przez klienta handlarze natychmiast kontaktują się z bankiem w Dehli i przelewają pieniądze na swoje konto.

Trzeba również uważać na sprzedawców, którzy zabierają ze sobą na krótką chwilę kartę kredytową klienta i wracają z kwitem do podpisania. Okazuje się, że w tym czasie wykonują oni kilka kopii i fałszują na nich podpis klienta. Otrzymuje on później rachunki za towary, których wcale nie kupił. Dlatego trzeba zawsze domagać się, aby sprzedawca wypełniał kwit w naszej obecności.

Nie należy też nigdy wierzyć zapewnieniom, że zakupione towary będzie można sprzedać gdzie indziej z dużym zyskiem. Najczęściej dotyczy to kamieni szlachetnych i dywanów. Ich sprzedawcy twierdzą, że towary te w Europie lub Stanach Zjednoczonych kosztują kilkakrotnie więcej, często podając nawet adresy (najczęściej fikcyjne) potencjalnych nabywców. Aby przekonać klienta, pokazują mu różnorodne dokumenty lub listy od ludzi, którzy rzekomo zarobili w ten sposób mnóstwo pieniędzy. W rzeczywistości okazuje się, że zakupione kamienie szlachetne i dywany warte są o wiele mniej, niż się za nie zapłaciło.

Mimo iż tylko nieliczni handlarze zajmują się takimi nielegalnymi operacjami, jednak prawie wszyscy płacą swoim agentom prowizje. Dlatego należy zastanowić się przed dokonaniem zakupu, nie ulegać namowom i zawsze negocjować cenę.